czwartek, 8 grudnia 2016

Pustynia Negev - listopad 2016.

Trzy lata temu pojechałem do Izraela po raz pierwszy. Postanowiłem również odwiedzić Petrę w Jordanii. Plan zakładał przejazd drogą numer 90 wzdłuż morza Martwego, w kierunku przejścia granicznego w Eiljacie. Na szczęście (wtedy jeszcze tego nie wiedziałem oczywiście)  silny deszcz pokrzyżował moje plany. Wybrana przeze mnie droga została częściowo zamknięta, musiałem zatem wybrać alternatywną trasę - drogę numer 40. I kiedy mijałem miasto Ber Szewa, odkryłem nowy kolor Izraela. Nie ten zielony z północy, ale żółty, czerwony i biały.

wtorek, 6 grudnia 2016

Negev desert trip - November 2016.

For the first time, I went to Israel 3 years ago. I also decided to visit Petra in Jordan. It was planned to go down the road no. 90 along the Dead Sea, towards a border crossing in Eliat. Fortunately, heavy rain thwarted my plans. The road I chose was partially closed, therefore I had to choose an alternative route - road No. 40. And while I was passing through the city of Beersheba, I discovered a new colour of Israel. Not the green one from the north, but yellow, red and white.

niedziela, 30 października 2016

Cudze chwalicie ... Las Bukowy w kolorach jesieni.

Miejsce piękne o każdej porze roku, ale zdecydowanie najpiękniejsze jesienią. Położone w sercu Trzebnicy, przy dawnym kompleksie zdrojowo - uzdrowiskowym, którego budowę rozpoczęto jeszcze w XIX wieku.
Zabudowania i infrastruktura dawnego uzdrowiska, które cieszyło się wielką popularnością wśród mieszkańców ówczesnego Breslau, przetrwały w niewielkim stopniu, ale rewitalizacja tego miejsca postępuje z sukcesami od kilku lat. I teraz dla nas, mieszkańców Wrocławia (oraz oczywiście Trzebnicy), ma szansę stać się ono celem weekendowych wypadów i sesji fotograficznych w różnych porach roku.

sobota, 22 października 2016

Dziadka Mieczysława nalot na Warszawę, czyli co można zobaczyć w pięć i pół godziny.

75 urodziny Dziadka i Taty to szczególna okazja. Myślałyśmy długo nad prezentem, odrzucając od razu zestawy do golenia,  komplet ciepłych skarpet oraz kolejną wiertarko-wkrętarkę. Olśnienie przyszło nagle podczas jakiejś luźnej rozmowy. Dziadek wyznał wstydliwie, że chciałby przelecieć się prawdziwym samolotem. Kilka razy już latał, ale zwykle były to inspekcje torów i infrastruktury kolejowej, a i samolot raczej do tych pasażerskich nie należał.

poniedziałek, 17 października 2016

Islandia 2016. Dzień ósmy, 18 lipca.

Cudownej pogody ciąg dalszy. Jesteśmy daleko na północy, a czujemy się jak w słoneczny majowy poranek w Polsce. Wylegujemy się w śpiworach nieco dłużej niż zwykle, bo nie zamierzamy tym razem stać w kolejce do prysznica na polu namiotowym. Czeka na nas bowiem SPA pod chmurką, z widokiem na  (wygasłe na szczęście) wulkany.

czwartek, 13 października 2016

Islandia 2016. Dzień siódmy, 17 lipca. Po obiedzie.

Zupki w proszku, szumnie zwane obiadem, rozleniwiły nas niczym uczta w dobrej restauracji i sporo samozaparcia wymagało ponowne wyruszenie w drogę. Czekało na nas jednak jedyne w swoim rodzaju miejsce. Takie, w którym można zobaczyć i dosłownie poczuć to, co dzieje się pod skorupą ziemską.

sobota, 24 września 2016

Islandia 2016. Dzień siódmy, 17 lipca. Przed obiadem.

A jednak ciepłe, pogodne i bezwietrzne noce zdarzają się nawet na Islandii. Do tego stopnia, że zaczęło nam być gorąco w namiotach, a ja posunęłam się do prawdziwie szaleńczego kroku i zdjęłam w nocy skarpetki.

czwartek, 22 września 2016

Islandia 2016. Dzień szósty, 16 lipca.

Zaczynaliśmy się już powoli przyzwyczajać do niespokojnych nocy i ciężkich poranków. Po krótkiej licytacji, kto miał w nocy gorzej - te w samochodzie, czy ci w namiocie - w pełnej zgodzie zjedliśmy śniadanie. Udało się nam nawet napić kawy i herbaty, bo wiatr ustał i płomień małej kuchenki nie gasł tak, jak wczoraj.  Ale w uszach ciągle nam szumiało od nocnego wycia wiatru, który Islandka w pobliskim Centrum Turystycznym określiła pogardliwie jako "średni". Świecące raźno słońce i praktycznie bezchmurne niebo dawały nadzieję na pogodny dzień.
Lodowa Laguna czekała.

niedziela, 18 września 2016

Islandia 2016. Dzień piąty, 15 lipca.

Kolejny poranek na Islandii zastał nas niewyspanych, wymiętych niczym zwinięta w kulkę kartka papieru i miotających niewybredne określenia na Bogu ducha winny samochód, który wybraliśmy jako miejsce na nocleg.

niedziela, 11 września 2016

Islandia 2016. Dzień czwarty, 14 lipca.

Budzimy się jak zwykle wcześnie rano. Szum pobliskiego wodospadu, a właściwie raczej huk spadającej wody jest gdzieś w tle i zupełnie nam nie przeszkadza, natomiast inspiruje do udania się pod prysznic. Przydają się zapobiegliwie zbierane monety stukoronowe, które uruchamiają kran z ciepłą wodą. Pięciominutowa przyjemność kosztuje 300 ISK i udaje nam się jej zaznać bez konieczności stania w długiej kolejce, która wczoraj nas skutecznie zniechęciła.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Islandia 2016. Dzień trzeci, 13 lipca.

Obudziła nas cisza i promienie słońca przebijające przez tropik namiotu. Przestało padać, Hekla nie wybuchła, helikoptery odleciały. Dzieci spokojnie spały, zmęczone nocnymi atrakcjami. Wystawiłam głowę za namiot.
Najwyraźniej znów byliśmy w łaskach u jakichś islandzkich bogów, bo rozgonili chmury, a słońce świeciło w najlepsze, zapowiadając piękny dzień.

sobota, 27 sierpnia 2016

Islandia 2016. Dzień drugi, 12 lipca.

Po wczorajszych przeżyciach spaliśmy twardo, nie zważając na jasność za oknami. Niestety, pracowa  rutyna dała znać o sobie i obudziłam się pierwsza o bardzo mało wakacyjnej godzinie. Postanowiłam więc przepakować plecaki tak, żeby dało się stosunkowo łatwo korzystać z nich na polach namiotowych. A potem zrzuciłam z łóżek zaspane towarzystwo.

sobota, 20 sierpnia 2016

Islandia 2016. Dzień pierwszy, 11 lipca.

Wylądowaliśmy! Ze sporym opóźnieniem co prawda, bo na berlińskim lotnisku Tegel działy się dantejskie sceny z powodu awarii systemów odprawy bagażowej. Było już dobrze po północy czasu islandzkiego, czyli około 2.30 czasu polskiego.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Cudze chwalicie ... . Stawy Milickie w długi sierpniowy weekend.

Długi sierpniowy weekend i pogoda typowa dla polskiego lata (to znaczy takiego, jakie pamięta jeszcze moje pokolenie, biegające w kaloszkach w groszki po podwórkowych kałużach, a nie po plażach w Tunezji) zachęcało do wyjazdu za miasto. Myśleliśmy o Karkonoszach, ale mina naszej młodszej córki na wieść o górach trochę nas zniechęciła. Spacery po płaskim stanowiły chwilowo jedyną opcję, jeśli chcieliśmy zachować poprawne relacje z młodszym pokoleniem. 

środa, 6 lipca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 31: Żegnamy Islandię - z fasonem.

Mamy jeszcze 2 godziny, więc wyruszamy na ostatnią wycieczkę, na pola geotermalne w pobliżu Reykjaviku. Najwyraźniej siarkowe wyziewy mają moc uzależniającą i musimy jeszcze raz spróbować.

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 30: Z powrotem w stolicy.

Dotarliśmy do Reykjaviku. Za kilka godzin mamy samolot do domu. Ale te kilka godzin postaramy się wypełnić możliwie wieloma wrażeniami ze stolicy Islandii. 

wtorek, 5 lipca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 29: Wieje, a my wracamy.

Nasza wymarzona podróż powoli się kończy. Oglądamy Islandię przez szyby samochodu. Wiatr wieje coraz mocniej i wysiadanie z auta staje się wyzwaniem, ale podejmujemy je od czasu do czasu. I tym razem nie ze względu na wulkany czy wodospady.

niedziela, 3 lipca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 28: Mývatn, Godafoss i SPA pod chmurką.

Zmęczeni zbyt bliskim kontaktem z wrotami piekieł, udaliśmy się na pole namiotowe w pobliskim, liczącym około 300 mieszkańców, miasteczku Reykjahlíð nad jeziorem Mývatn, którego nazwa oznacza dosłownie "jezioro muszek". Jest to wyjątkowe miejsce ze względu na mnogość ptaków, których pożywienie stanowią zapewne owe dokuczliwe muszki.

sobota, 2 lipca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 27: Krafla - ogień i woda.

 Jeszcze ostatnie zaciągniecie się siarkowymi oparami z pola geotermalnego i jesteśmy gotowi udać się do prawdziwych wrót piekieł, znajdujących się kilka kilometrów dalej.

wtorek, 21 czerwca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 26: Hverir - piekielne wyziewy.

Ogłuszeni łoskotem spadającej z wysokości 45 metrów wody wodospadu Dettifoss, wsiadamy do samochodu i po pokonaniu tej samej wyboistej drogi, wracamy na "Jedynkę". Tym razem zaprowadzi nas ona na północ, do miasteczka Reykjahlíð. Zanim tam jednak dotrzemy, zobaczymy po drodze gorącą twarz wyspy. Choć raczej nie w odniesieniu do temperatury powietrza :-(

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 25: Długa droga do Dettifoss.

Było już popołudnie, kiedy zeszliśmy ze szlaku wiodącego wzdłuż lodowca Vatnajökull i wróciliśmy na pole namiotowe.
Spakowaliśmy dobytek do samochodu, wcześniej posiliwszy się przed naprawdę długą podróżą na wschód (patrz Trasa 2015). A czekająca nas droga nie należała do takich, wzdłuż których można spotkać restaurację co 30 kilometrów.

sobota, 11 czerwca 2016

Karkonosze po 25 latach - Karpacz, Wang, Samotnia i Strzecha Akademicka.

W ramach przygotowań do ponownej wyprawy na Islandię postanowiliśmy poćwiczyć w nieco bliżej położonych górach. Na pierwszy ogień poszły Karkonosze. Nie odwiedzane przez nas od 25 lat, co uświadomiliśmy sobie z prawdziwym wstydem. Mamy je w zasadzie pod nosem, bo z Wrocławia to mniej więcej 1,5 godziny samochodem. Tymczasem  przez te wszystkie lata schodziliśmy Tatry czy Pieniny, a Karkonosze jakoś nie wydały nam się nigdy wystarczająco atrakcyjne. Może ze względu na to, że stanowiły cel wszystkich szkolnych wycieczek i po prostu się nam znudziły?

sobota, 16 kwietnia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 24: Vatnajökull - lodowiec z prawdziwego zdarzenia.


Nadszedł w końcu czas, żeby udać się na nocleg na pole namiotowe, które minęliśmy rano w drodze do Lodowej Laguny. Zmęczeni byliśmy już bardzo, ale czuliśmy też ogromne podekscytowanie na myśl o jutrzejszym dniu. Naszym celem teraz był park narodowy Skaftafell, gdzie planowaliśmy zobaczyć jeden z bardziej malowniczych wodospadów Islandii – Svartifoss oraz odbyć wycieczkę wzdłuż lodowca Vatnajökull.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 23: Jökulsárlón - lodowy balet na koniec.

Pełni wrażeń po rejsie amfibią zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę nad brzegiem zatoki. 
I wtedy Lodowa Laguna dała nam pożegnalne przedstawienie. Prawdziwy lodowy balet.

sobota, 2 kwietnia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 22: Jökulsárlón - amfibia i tysiącletnia bryłka lodu.

Sesja fotograficzna, do której pozowały lodowe olbrzymy, a potem obiad z torebki zjedzony na parkingu z widokiem na lagunę wypełniły nam czas oczekiwania na rejs amfibią. Z utęsknieniem wpatrywaliśmy się w pojazdy uwożące kolejne grupki turystów - głównie Japończyków i Francuzów.

poniedziałek, 21 marca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 21: Jökulsárlón i lodowe "cielaki".

Jökulsárlón. Lodowcowa laguna. Miejsce, które urzekło nas na Islandii najbardziej. Jest to przepiękne jezioro powstałe w wyniku topnienia lodowca Vatnajökull. I nie różniłoby się może od setek podobnych, gdyby nie odrywające się od lodowca bloki lodowe, dryfujące w kierunku oceanu.

sobota, 19 marca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 20: Żegnamy czarne plaże, a łubin wszędzie wokół nas.

Przestało padać! Co oznaczało, że następną noc spędzimy w namiocie, a nie w wygodnym pensjonacie. Mój mąż wyskoczył bladym świtem ( choć może to była końcówka nocy?) na tę plażę od wściekłych mew, podglądać  maskonury . Pogoda była cudowna, miła odmiana w stosunku do dwóch ostatnich dni.

piątek, 18 marca 2016

Islandia 2016. Odcinek 2: Pierwsze dwa noclegi załatwione.

Debatowaliśmy długo na temat pierwszego noclegu zaraz po wylądowaniu w Reykjaviku. Kusiła nas opcja ekstremalna, czyli odebranie wypożyczonego samochodu i jazdą nocą na jakieś pole namiotowe Złotego Kręgu. Zwyciężył jednak głos rozsądku oraz sumienie rodzicielskie.

piątek, 11 marca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 19: Vik - czarne plaże, selfie z Japończykiem i Mordor.

Po górskim spacerze wzdłuż rzeki Skoga byliśmy solidnie zmęczeni, ale nie przyjechaliśmy tu, żeby odpoczywać. Kolejne czarne plaże, tym razem na szczęście bez atakujących turystów mew, czekały.

wtorek, 1 marca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 18: Vik - wściekłe mewy, wciąż pada, a my w basenie.

Najedzeni najdroższymi frytkami świata wracamy na nocleg do Vik. Po raz drugi. A po drodze wspominamy wczorajsze popołudnie, które spędziliśmy w tym samym miasteczku, zaliczając kilka lokalnych atrakcji oraz nie zaliczając jednej z nich - ornitologicznej i całkiem nieatrakcyjnej ( w każdym razie dla mnie).

niedziela, 28 lutego 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 17: Skogafoss - idziemy dalej, chociaż ciągle leje.

To, czego doświadczyliśmy w miasteczku Vik, zasługuje na odrębną opowieść. Zanim jednak zanurzymy w lokalnym basenie, przejdziemy po czarnej plaży i nie zostaniemy zaatakowani przez krwożercze mewy, dokończmy temat Skogafoss.

Islandia 2016. Odcinek 1: Bilety kupione!!!!

I dokonało się. Decyzja rodziła się w bólach, bo i to kusi, i to nęci. W końcu jednak nostalgiczne posty z poprzednich wakacji, które umieszczamy na tym blogu, przeważyły szalę na korzyść Islandii. I jedziemy. Tym razem z naszymy dwiema dziewczynami, bo wiemy mniej więcej (chyba) czego możemy się spodziewać. I po nich, i po Islandii. 

czwartek, 25 lutego 2016

niedziela, 21 lutego 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 15: Seljalandsfoss - woda z przodu, z tyłu i z góry.

Po czarach roztaczanych przez dolinę Landmannalaugar, lekko jeszcze oszołomieni, dotarliśmy do miasteczka Selfoss. Rozbiliśmy namiot na miejskim polu namiotowym z przystrzyżoną trawką, żywopłocikami, oddzielającymi poszczególne miejsca do parkowania  oraz wygodnymi ławami i stołami - ciekawy kontrast z podmokłą łąką w dolinie Landmannalaugar, otoczoną nieziemsko pięknymi górami.

środa, 10 lutego 2016

Białowieża - Prequel. Lato 2013.

Wróciliśmy do domu i znów zanurzyliśmy się w odmętach spraw codziennych. Wielkie żubry i majestatyczne dęby są już tylko wspomnieniem. I dlatego zapragnęłam jeszcze na chwilę wrócić myślą do puszczy i do tego wrażenia spokoju i dystansu do spraw codziennych, którego tam doświadczałam. Pogrzebaliśmy trochę w szufladzie "Lato 2013" i voilà! Tym razem bez żubrów i wilków, ale z rezerwatem ścisłym w pełnej, letniej krasie.

piątek, 5 lutego 2016

Białowieża - dzień 6. Wysokie i niskie tony na koniec.

Ostatni dzień pobytu jest zawsze dziwny. Już wiemy, co jest do zobaczenia i jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nie zdążymy tego zobaczyć przed wyjazdem. Zrobiliśmy podsumowanie i wyszło nam jasno, że przynajmniej trzeba "zaliczyć" program obowiązkowy, czyli Szlak Dębów Królewskich i Muzeum Przyrodnicze w Białowieży.

czwartek, 4 lutego 2016

Białowieża – dzień 5. Żebro (oczywiście) żubra.



Wbrew dramatycznemu tytułowi, dziś nie zajmowaliśmy się poszukiwaniem szkieletów padłych żubrów. Po raz pierwszy nie zerwaliśmy się o świcie, więc mieliśmy okazję podziwiać w pełnym świetle widoki zimowej, choć bezśnieżnej Białowieży oraz innego magicznego miejsca w pobliżu, które należy bezwzględnie zobaczyć -"Żebra żubra".

środa, 3 lutego 2016

Białowieża – dzień 4. Czatownia i słodkie lenistwo.

Pobudka tym razem o 6.00. Odwiozłam mojego męża na punkt zbiórki szalonych fotografów. Owa ekipa składała się jeszcze z trojga Włochów i fotografa z Białowieży, Pana Marka Kosińskiego.
Plan zakładał polowanie na żubra z aparatem oraz obserwacje ptaków w czatowni.

wtorek, 2 lutego 2016

Białowieża – dzień 3. Widzieliśmy … piętnaście żubrów i jednego Adama Wajraka.

Całą noc przeraźliwie wiało i padał deszcz, więc wizja pobudki o 5.45 nie była zbyt pociągająca. Ale w końcu żubry czekały na nas w podobnych warunkach, więc nie wypadało się ociągać. I może warto tu powiedzieć, dlaczego tak bardzo emocjonowaliśmy się możliwością zobaczenia tych zwierzat. W końcu w Białowieży można zobaczyć ich sporo w pokazowej zagrodzie i nie trzeba w tym celu zrywać się przed świtem. Otóż my planowaliśmy obserwować te olbrzymie zwierzęta na swobodzie, w ich naturalnym środowisku. Do pokazowej zagrody też pójdziemy, ale tyle w tym emocji pewnie będzie, co w wizycie w zoo. Nie ujmując niczego żadnemu zoo, oczywiście.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Białowieża - dzień 2. Widzieliśmy żubra ... tym razem na pewno.

Dzień rozpoczął się wyjątkowo wcześnie, choć tylko dla mojego męża, który pognał wcześnie rano do pobliskiego lasku czatować na wczorajszego żubra. Dołączyłyśmy do niego po śniadaniu i tym razem już nikt nie mógł mieć wątpliwości czy widzi żubrzy łeb, czy też inną część ciała.

niedziela, 31 stycznia 2016

Białowieża – dzień 1. Widzieliśmy żubra … chyba.

Samochód, zapakowany po brzegi całą masą mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy, stoi gotowy do drogi przed domem. Mamy przed sobą 7-8 godzin podróży, więc specjalnie nie zwlekamy z jej rozpoczęciem. Tym bardziej, że nie możemy się już doczekać, kiedy przejedziemy po raz kolejny drogą z Hajnówki do Białowieży.

niedziela, 24 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 14: Blahylur - oaza na pustyni.


Czas się zbierać w dalszą drogę. Jeszcze ostatni rzut oka na dolinę i na tych, którzy przygodę z Landmannalaugar maja przed sobą i jedziemy.

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 13: Landmannalaugar - pożegnanie.

Obudziliśmy się wyspani, choć nieco zdezorientowani brakiem wyraźnej granicy między dniem i nocą. Również brak nieodżałowanych korniszonków (spożytych w całości na kolację) nieco doskwierał, ale wynagrodziła nam to kawa z widokiem na rozjaśnione słońcem góry dookoła. I pamięć o wczorajszym widoku.

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 12: Landmannalaugar - "ciepło-zimno".

Widok, który zobaczyliśmy schodząc do doliny, pozostał nam pod powiekami jeszcze przez długie godziny. Było dość późno, choć wciąż jasno, ale czuliśmy już "w kościach" długą wędrówkę i wcześniejsze emocje. Postanowiliśmy owym kościom zafundować gorącą kąpiel.

sobota, 23 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 11: Landmannalaugar - schodzimy z Kolorowej Góry.

 Po tych  wszystkich niezwykłych przeżyciach byliśmy już bardzo zmęczeni. To niewiarygodne, ale tego samego dnia rano opuściliśmy Reykjavik. Zdążyliśmy od tamtej pory przejechać przez wulkaniczną pustynię, zainstalować się na polu namiotowym w dolinie, udać się na długi spacer przez pole lawy, odbyć wulkaniczne inhalacje, żeby przy okazji wytępić trochę bakterii i wirusów, a w końcu zobaczyć wymarzoną kolorową górę.

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 10: Landmannalaugar - lawa, mandala i fumarole.

Dotarliśmy do miejsca, które dopiero miało odkryć przed nami swoje uroki. Postanowiliśmy rozpocząć od rozbicia namiotu i posilenia się, bo kilka kursów po nasze rzeczy między polem namiotowym, a samochodem nieźle zaostrzyło nam apetyt. W punkcie informacyjnym zapłaciliśmy za nocleg pod namiotem kartą kredytową, do której obciążenia użyto ... ręcznego czytnika.

piątek, 15 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 9: Jedziemy do Landmannalaugar.

Drugi dzień na Islandii. Wstajemy rano, choć trudno stwierdzić, kiedy to "rano" naprawdę się zaczyna - jasno jest praktycznie cały czas. Zostawiamy klucz Hjorturowi w umówionym miejscu i powiadamiamy go SMS-em o opuszczeniu mieszkania. Po uzupełnieniu zapasów jedzenia i paliwa ruszamy do jednego z najbardziej intrygujących miejsc z naszej listy marzeń - do Landmannalaugar.

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 8: Złoty Krąg - Gulfoss.

Jedziemy dalej. Złoty Krąg nie został jeszcze domknięty. Euforia po zobaczeniu popisów Strokkura nie mija i sprawia, że nie odczuwamy głodu poza głodem nowych wrażeń oczywiście. Następny przystanek to Gulfoss, najsłynniejszy chyba wodospad Islandii, położony kilka kilometrów od Geysira.

środa, 13 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 7: Złoty Krąg - Gejzer gejzerów.

Pierwszy dzień na Islandii. Mamy za sobą poranne spotkanie z historią w miejscu, gdzie zbierał się islandzki parlament i geologią, ze względu na ów styk płyt kontynentalnych. Prawdę mówiąc, czuję się dość niepewnie, ale robię odpowiednio zachwyconą minę.

sobota, 9 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 6: Złoty Krąg -Þingvellir

Pierwszy poranek na Islandii był trochę tylko jaśniejszy niż pierwsza noc, więc wstaliśmy lekko zdezorientowani. I to wstaliśmy wyjątkowo wcześnie - pewnie dlatego, że byliśmy dość głodni, co oznaczało, że czas najwyższy udać sie na zakupy do kultowego sklepu Bonus, wspominanego przez wszystkich bez wyjątku podróżujących na Islandię.