Trzy lata temu pojechałem do Izraela po raz pierwszy.
Postanowiłem również odwiedzić Petrę w Jordanii. Plan zakładał przejazd drogą
numer 90 wzdłuż morza Martwego, w kierunku przejścia granicznego w Eiljacie. Na
szczęście (wtedy jeszcze tego nie wiedziałem oczywiście) silny deszcz pokrzyżował moje plany. Wybrana
przeze mnie droga została częściowo zamknięta, musiałem zatem wybrać
alternatywną trasę - drogę numer 40. I kiedy mijałem miasto Ber Szewa, odkryłem
nowy kolor Izraela. Nie ten zielony z północy, ale żółty, czerwony i biały.
W trakcie mojej szybkiej podróży na południe miałem jeszcze
dwa postoje. Jeden w Midreszet Ben Gurion, a drugi w osadzie Mitzpe Ramon. Do
dziś pamiętam ten moment, kiedy powiedziałem sobie, że jeszcze tu wrócę. I
rzeczywiście wróciłem – w tym roku. Wraz z moją starszą córką wybraliśmy się w
listopadzie na krótki, kilkudniowy wypad.
Tym razem postanowiliśmy poświęcić więcej czasu na
zwiedzenie Pustyni Negev. Pierwsze dwie noce spędziliśmy w uroczym hostelu
thegreenbackpackers.com.
Hostel ten znajduje się w samym sercu pustyni w osadzie Mitzpe Ramon. Dotarliśmy tam ciemną nocą. I zaskoczyła nas przede wszystkim wszechobecna cisza. Po północnym hałaśliwym Izraelu była tym, czego mi było potrzeba.
Hostel ten znajduje się w samym sercu pustyni w osadzie Mitzpe Ramon. Dotarliśmy tam ciemną nocą. I zaskoczyła nas przede wszystkim wszechobecna cisza. Po północnym hałaśliwym Izraelu była tym, czego mi było potrzeba.
Zarządzająca hotelem pani Lee doradziła nam najciekawsze
szlaki pieszych wycieczek i rada ta okazała się strzałem w dziesiątkę.
Następnego dnia wcześnie rano wyruszyliśmy na wędrówkę. Spędziliśmy ponad 4
godziny na dnie krateru Ramon, wędrując przez doliny, równiny i pustynne
wzniesienie o egzotycznych nazwach Ardon, Saharonim i Dekalim.
Podczas marszu spotkaliśmy tylko jedną grupę turystów. Zostaliśmy poczęstowani przez nich świeżo parzoną kawą i marokańskimi ciasteczkami, które smakowały wyjątkowo w takich okolicznościach.
Podczas marszu spotkaliśmy tylko jedną grupę turystów. Zostaliśmy poczęstowani przez nich świeżo parzoną kawą i marokańskimi ciasteczkami, które smakowały wyjątkowo w takich okolicznościach.
Dodatkowo okazało się, że wszelkie rady dotyczące zabrania
dużej ilości wody czy kapelusza nie dotyczą tylko gorącego sezonu. Listopadowe
słońce było naprawdę intensywne, a cień mogliśmy znaleźć jedynie pod
nielicznymi akacjami. Każdy, kto wybiera się tamte okolice nie powinien
lekceważyć zasad dotyczących ubrań czy odpowiedniej ilości wody – niezależnie
od pory roku.
Następny dzień zaczął się dziwnie. Postanowiłem
sfotografować wschód słońca nad kraterem Ramon. Otworzyłem rano okno pełen
nadziei i … nie zauważyłem nic. Nad pustynią ścieliła się warstwa mgły.
Mimo wszystko wziąłem aparat i pobiegłem nad skraj krateru Ramon. Hostel na szczęście znajdował się bardzo blisko urwiska i mogłem uchwycić mgłę w całej okazałości.
Mimo wszystko wziąłem aparat i pobiegłem nad skraj krateru Ramon. Hostel na szczęście znajdował się bardzo blisko urwiska i mogłem uchwycić mgłę w całej okazałości.
Dodatkową rekompensatą utraconego wschodu była możliwość
sfotografowania zachodzącego słońca w tym samym miejscu.
Po tym poranku ruszyliśmy na północ - w kierunku grobowca
założyciela państwa Izrael - Ben Guriona. Jednym z jego marzeń było
przekształcenie pustyni Negev w zielony kraj. Te plany nie do końca się udało
zrealizować, ale pustynia i w swoich naturalnych kolorach wygląda cudownie.
Z tego miejsca ruszyliśmy dalej krętą drogą w dół, aby odbyć spacer w głąb kanionu Ein Avdat. Droga ta była i piękna, i łatwa.
Wiodła w cieniu wysokich ścian kanionu, środkiem którego powoli płynął wąski strumień. Przy wodospadzie stawał się on znacznie szerszy. W tafli strumienia odbijało się błękitne niebo.
Na końcu kanionu ujrzeliśmy piękną oazę ze wspaniałymi drzewami.
W tym miejscu musieliśmy się już zakończyć wędrówkę, bo dalej zaczynała się stroma jednokierunkowa ścieżka i nie udałoby nam się wrócić łatwo do samochodu.
Postanowiliśmy więc dotrzeć do punktu widokowego samochodem z drugiej strony i spojrzeć na kanion z góry.
Do tej pory nie wiem, który widok był piękniejszy. Z góry kanionu czy z jego dna ?
Z tego miejsca ruszyliśmy dalej krętą drogą w dół, aby odbyć spacer w głąb kanionu Ein Avdat. Droga ta była i piękna, i łatwa.
Wiodła w cieniu wysokich ścian kanionu, środkiem którego powoli płynął wąski strumień. Przy wodospadzie stawał się on znacznie szerszy. W tafli strumienia odbijało się błękitne niebo.
Na końcu kanionu ujrzeliśmy piękną oazę ze wspaniałymi drzewami.
W tym miejscu musieliśmy się już zakończyć wędrówkę, bo dalej zaczynała się stroma jednokierunkowa ścieżka i nie udałoby nam się wrócić łatwo do samochodu.
Postanowiliśmy więc dotrzeć do punktu widokowego samochodem z drugiej strony i spojrzeć na kanion z góry.
Do tej pory nie wiem, który widok był piękniejszy. Z góry kanionu czy z jego dna ?
Trzeciego dnia pobytu zeszliśmy ze ścieżek opisywanych we
wszystkich przewodnikach. Pojechaliśmy drogą 211 w kierunku przejścia
granicznego z Egiptem, przy osadzie Niccana. Jeżeli będziecie mieli kiedyś
okazję jechać tą drogą, to zwróćcie uwagę na budowlę po lewej stronie. Jest to
obecnie budowana jedna z największych elektrowni słonecznych. Tysiące luster
będzie kumulowało energię cieplną w potężnym zbiorniku umieszczonym na wielkiej
wieży.
Ostatnią noc spędziliśmy u naszych przyjaciół w ich domu.
Iris, jej mąż Shabtay i ich dzieci serdecznie nas ugościli w swojej małej
wspólnocie Kadesh Barnea. Nie był to typowy kibuc, ale moszaw, gdzie decyzje o losie wspólnoty
podejmowane są wspólnie, ale każdy z członków społeczności jest posiadaczem
ziemi, upraw itp. Gorącym tematem ostatnich zgromadzeń była dyskusja o tym, jak
uczcić czterdziestolecie założenia osady.
Następny dzień zaczął się od pokazania nam upraw pomidorów koktajlowych.
Niby są to takie same pomidory, które kupujemy w supermarketach, ale ich smak był tam na miejscu zupełnie inny.
Następny dzień zaczął się od pokazania nam upraw pomidorów koktajlowych.
Niby są to takie same pomidory, które kupujemy w supermarketach, ale ich smak był tam na miejscu zupełnie inny.
A potem Iris powiedziała, że zabiera nas na księżyc. I
pokazała nam najpiękniejszy fragment pustyni. Liczne formacje kredowe
wyrzeźbione przez wiatr robiły niesamowite wrażenie.
Do tej pory nie rozumiem dlaczego tego miejsca nie opisuje się w przewodnikach. Ale może to dobrze. Nie zostało jeszcze zadeptane i byliśmy tam niemal sami.
Do tej pory nie rozumiem dlaczego tego miejsca nie opisuje się w przewodnikach. Ale może to dobrze. Nie zostało jeszcze zadeptane i byliśmy tam niemal sami.
Potem wybraliśmy się na południowy piknik do zagrody
wielbłądów Khan Be'erotayim. W tym
magicznym miejscu mogliśmy rozgościć się na dywanach i hamakach w cieniu
zabudowań z wypalonej gliny.
Raczyliśmy się kawą i herbatą cały czas dostępną na ognisku w centralnym punkcie osady. Niedaleko od tej osady znajdowały się formacje skalne z graffiti sprzed paru tysięcy lat.
Raczyliśmy się kawą i herbatą cały czas dostępną na ognisku w centralnym punkcie osady. Niedaleko od tej osady znajdowały się formacje skalne z graffiti sprzed paru tysięcy lat.
Następnym punktem wyprawy była osada Ezuz. Zatrzymaliśmy się
w cafe-ezuz.co.il. W tej knajpce raczyłem się moją ulubioną potrawą wschodnią -
szakszuką.
Na zawsze pozostanie w mojej pamięci aromat tej potrawy i piękne widoki z tego baru.
Na zawsze pozostanie w mojej pamięci aromat tej potrawy i piękne widoki z tego baru.
W pewnym momencie zażartowałem, że pustynia kojarzyła mi się
zawsze z bezkresnymi wydmami z piasku, a nie z masą kamieni i skał. Iris
postanowiła mi więc pokazać i takie oblicze pustyni. I to był ostatni akcent
tego dnia. Iris, jej dzieci, moja córka i ja tarzaliśmy się jak rozbrykane
maluchy w pięknej pustynnej wydmie.
Cóż mogę dodać do tego opisu? Wrócę tam jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz