wtorek, 8 stycznia 2019

Witamy w innym świecie - twarze Omanu, cz.3

Zachwyceni lokalnym kolorytem opuściliśmy w końcu kozi targ. Nie spodziewaliśmy się, że coś więcej nas zauroczy tak bardzo, jak dostrzeżona właśnie "twarz Omanu". Nie był to jednak koniec atrakcji oferowanych przez Nizwę. 

Trafiliśmy bowiem na kolejną odsłonę tutejszego targowiska - targ daktyli.


A w środku klimatyzowanego sporego pomieszczenia można było doznać zawrotu głowy od ilości i różnych gatunków daktyli.

Bez wyjątku świeżych i ... tanich. Pomna trudnych negocjacji mojego męża na dubajskim Golden Souq, nieśmiało napełniłam woreczek podobnej wielkości. No bo być w Nizwie, centrum uprawy i handlu figami i nie spróbować fig?
Podeszłam do kasy w duchu żegnając się z dziesięcioma rialami co najmniej, no ale przecież nie piję i nie palę.
Sprzedawca musiał mi powtórzyć cenę trzy razy, aż w końcu pokazał mi ją na kalkulatorze, bo musiałam mieć wyjątkowo tępą minę. Okazało się, że zapłaciłam za mój woreczek fig 10 (słownie dziesięć) razy mniej niż w Dubaju. Ależ tamci sprzedawcy musieli mieć ubaw z naszych "negocjacji". 

Po figach nie sposób było nie zobaczyć targu rybnego.




A w pobliżu, już na ulicy, ostatnich sprzedawców drobiu, którzy zachęcali nas do zakupu lekko zmaltretowanych gołębi.



Zanim wezbrały w nas nastroje wegetariańskie, trafiliśmy na targ rękodzieła, z którego Nizwa słynie.



Ze względu na szczupłość naszych plecaków powstrzymaliśmy się przed zakupem pięknych dzbanów, zadowalając się nieco mniejszymi lokalnymi breloczkami.






Lokalna srebrna biżuteria, też bardzo charakterystyczna dla regionu, okazała się wściekle droga. Cena była podawana za gram kruszcu, a precjoza były bogate i ciężkie.


Ciekawe były też inne wyroby lokalnego rzemiosła. I te do użytku domowego ...


... i te raczej mało pacyfistycznego przeznaczenia:



Przed upałem schowaliśmy się do wielkiej klimatyzowanej hali, gdzie handlowano owocami, słodyczami i wszelkim produktami spożywczo- użytkowymi. 





Tu też handel już powoli zamierał, bo zbliżało się południe. 

Upał uderzył nas z całą mocą kiedy wyszliśmy z bardzo chłodnej klimatyzowanej hali. Ale nie zdawał się dokuczać siedzącemu pod murem człowiekowi.



Kawałek dalej było kolejne wejście do hali, tym razem do części, gdzie sprzedawano lokalny przysmak omański czyli halwę i pokazywano jak się ją wyrabia



Nastawilśmy się oczywiście na znany nam przysmak, ale omańska halwą nie ma nic wspólnego z tą turecką czy izraelską.



To bardziej rodzaj melasy czy bardzo gęstej ciemnej galaretki. Tak słodkiej, że najlepiej jeść ją, popijając kawą.
Pewnie każdy lokalny producent ( w sieci znalazłam ciekawy artykuł) i każda rodzina ma swój pieczołowicie skrywany przepis. Nam specjalnie do gustu halva nie przypadła, ale nie próbowaliśmy jej jakoś szczególnie intensywnie, więc wszystko dopiero przed nami.


Czas nas gonił, a słońce paliło coraz bardziej. Przed opuszczeniem Nizwy chcieliśmy jeszcze zobaczyć znajdujący się w pobliżu fort - zbudowany ok. 400 lat temu, a obecnie będący wielką atrakcją turystyczną. 



Na tyle dużą, że odżałowaliśmy 25 riali na zakup biletów. I nie rozczarowaliśmy się ani trochę.

Szczególnie imponujący był dziedziniec wewnątrz fortu - naprawdę ogromny i otoczony wysokim murem, który sam w sobie stanowił wdzięczny obiekt do oglądania i fotografowania.



A i widok z murów na miasto był imponujący.



Oprócz murów pokazuje się też turystom elementy związane ze zwyczajami i omańską kulturą, np. namioty, w których można zobaczyć wyrób tradycyjnego rzemiosła.


Szczególna atrakcją jest pokaz tradycyjnych tańców i walki omańskich wojowników:



Towarzyszą temu recytacje, śpiewy i gra na tradycyjnych instrumentach.



A potem cała grupa obchodzi w swoistej procesji fort, pracowicie fotografowana pod różnymi kątami przez zachwyconych turystów.

I spotkała nas też niespodzianka - małe dziewczynki w pięknych strojach, które odgrywały drobne scenki.
Nie byliśmy pewni, czy to rzeczywiście lokalne stroje, ale potem spotkani Omańczycy potwierdzili.



Ale największa atrakcja był fakt spotkania w ogóle jakichkolwiek przedstawicielek omańskiej płci pięknej. Cóż z tego, że w takiej mini-wersji.

Nawet  się nie zorientowaliśmy, że jest już druga po południu i czas wyruszać w drogę. Czekała nas dziś jeszcze radykalna zmiana krajobrazu i klimatu, a ze względu na trudny teren lepiej było jechać za dnia. 
Pożegnaliśmy więc Nizwę, żałując tych wszystkich nieobejrzanych zabytków i wyruszyliśmy w dalsza drogę.


Brak komentarzy: