niedziela, 28 lutego 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 17: Skogafoss - idziemy dalej, chociaż ciągle leje.

To, czego doświadczyliśmy w miasteczku Vik, zasługuje na odrębną opowieść. Zanim jednak zanurzymy w lokalnym basenie, przejdziemy po czarnej plaży i nie zostaniemy zaatakowani przez krwożercze mewy, dokończmy temat Skogafoss.

Islandia 2016. Odcinek 1: Bilety kupione!!!!

I dokonało się. Decyzja rodziła się w bólach, bo i to kusi, i to nęci. W końcu jednak nostalgiczne posty z poprzednich wakacji, które umieszczamy na tym blogu, przeważyły szalę na korzyść Islandii. I jedziemy. Tym razem z naszymy dwiema dziewczynami, bo wiemy mniej więcej (chyba) czego możemy się spodziewać. I po nich, i po Islandii. 

czwartek, 25 lutego 2016

niedziela, 21 lutego 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 15: Seljalandsfoss - woda z przodu, z tyłu i z góry.

Po czarach roztaczanych przez dolinę Landmannalaugar, lekko jeszcze oszołomieni, dotarliśmy do miasteczka Selfoss. Rozbiliśmy namiot na miejskim polu namiotowym z przystrzyżoną trawką, żywopłocikami, oddzielającymi poszczególne miejsca do parkowania  oraz wygodnymi ławami i stołami - ciekawy kontrast z podmokłą łąką w dolinie Landmannalaugar, otoczoną nieziemsko pięknymi górami.

środa, 10 lutego 2016

Białowieża - Prequel. Lato 2013.

Wróciliśmy do domu i znów zanurzyliśmy się w odmętach spraw codziennych. Wielkie żubry i majestatyczne dęby są już tylko wspomnieniem. I dlatego zapragnęłam jeszcze na chwilę wrócić myślą do puszczy i do tego wrażenia spokoju i dystansu do spraw codziennych, którego tam doświadczałam. Pogrzebaliśmy trochę w szufladzie "Lato 2013" i voilà! Tym razem bez żubrów i wilków, ale z rezerwatem ścisłym w pełnej, letniej krasie.

piątek, 5 lutego 2016

Białowieża - dzień 6. Wysokie i niskie tony na koniec.

Ostatni dzień pobytu jest zawsze dziwny. Już wiemy, co jest do zobaczenia i jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nie zdążymy tego zobaczyć przed wyjazdem. Zrobiliśmy podsumowanie i wyszło nam jasno, że przynajmniej trzeba "zaliczyć" program obowiązkowy, czyli Szlak Dębów Królewskich i Muzeum Przyrodnicze w Białowieży.

czwartek, 4 lutego 2016

Białowieża – dzień 5. Żebro (oczywiście) żubra.



Wbrew dramatycznemu tytułowi, dziś nie zajmowaliśmy się poszukiwaniem szkieletów padłych żubrów. Po raz pierwszy nie zerwaliśmy się o świcie, więc mieliśmy okazję podziwiać w pełnym świetle widoki zimowej, choć bezśnieżnej Białowieży oraz innego magicznego miejsca w pobliżu, które należy bezwzględnie zobaczyć -"Żebra żubra".

środa, 3 lutego 2016

Białowieża – dzień 4. Czatownia i słodkie lenistwo.

Pobudka tym razem o 6.00. Odwiozłam mojego męża na punkt zbiórki szalonych fotografów. Owa ekipa składała się jeszcze z trojga Włochów i fotografa z Białowieży, Pana Marka Kosińskiego.
Plan zakładał polowanie na żubra z aparatem oraz obserwacje ptaków w czatowni.

wtorek, 2 lutego 2016

Białowieża – dzień 3. Widzieliśmy … piętnaście żubrów i jednego Adama Wajraka.

Całą noc przeraźliwie wiało i padał deszcz, więc wizja pobudki o 5.45 nie była zbyt pociągająca. Ale w końcu żubry czekały na nas w podobnych warunkach, więc nie wypadało się ociągać. I może warto tu powiedzieć, dlaczego tak bardzo emocjonowaliśmy się możliwością zobaczenia tych zwierzat. W końcu w Białowieży można zobaczyć ich sporo w pokazowej zagrodzie i nie trzeba w tym celu zrywać się przed świtem. Otóż my planowaliśmy obserwować te olbrzymie zwierzęta na swobodzie, w ich naturalnym środowisku. Do pokazowej zagrody też pójdziemy, ale tyle w tym emocji pewnie będzie, co w wizycie w zoo. Nie ujmując niczego żadnemu zoo, oczywiście.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Białowieża - dzień 2. Widzieliśmy żubra ... tym razem na pewno.

Dzień rozpoczął się wyjątkowo wcześnie, choć tylko dla mojego męża, który pognał wcześnie rano do pobliskiego lasku czatować na wczorajszego żubra. Dołączyłyśmy do niego po śniadaniu i tym razem już nikt nie mógł mieć wątpliwości czy widzi żubrzy łeb, czy też inną część ciała.