Było już popołudnie, kiedy zeszliśmy ze szlaku wiodącego wzdłuż lodowca Vatnajökull i wróciliśmy na pole namiotowe.
Spakowaliśmy dobytek do samochodu, wcześniej posiliwszy się przed naprawdę długą podróżą na wschód (patrz Trasa 2015). A czekająca nas droga nie należała do takich, wzdłuż których można spotkać restaurację co 30 kilometrów.
Pusto wszędzie, głucho wszędzie, ale widoki takie, jak ten przed nami sprawiały, że przechodziły nam ciarki po plecach.
I wspomnieć trzeba o niezliczonej liczbie pasących się wszędzie baranów, leniwie przechodzących przez drogę i ignorujących przejeżdżające auta. Po powrocie do domu złapaliśmy się na tym, że nie zrobiliśmy im praktycznie żadnych zdjęć, tak były powszechne.

Pole namiotowe, skądinąd dość brzydkie, było nastawione na kierowców samochodów dostawczych i turystów podróżujących promami, ale dysponowało bardzo dobrym zapleczem socjalnym. Rano, wykąpani i najedzeni, wyruszyliśmy obejrzeć kolejny z wielkich wodospadów Islandii - Dettifoss.
Aby dojechać do tego cudu natury, należy odbić z głównej trasy w bok i przejechać ponad 25 kilometrów okropną, kamienistą i dziurawą drogą. Warto, bo odchodząc parę metrów od drogi można zobaczyć to:
A po dotarciu do celu widoki zapierają dech:
A z bliska jest jeszcze bardziej imponująco:
Do dziś wspominamy zabawną rzecz, związaną z tym miejscem, a zaobserwowaną w toalecie przy parkingu, zresztą bardzo czystej i dobrze wyposażonej. Nad kranem wisiała tam ładnie wydrukowana informacja, że w związku z deficytem wody w tym miejscu, zaleca się rozważne korzystanie z urządzeń sanitarnych.
Nawet po zamknięciu drzwi do tego przybytku, nie dało się nie słyszeć tysięcy ton wody, spadających z łoskotem na skały poniżej. Czyniło to, skądinąd dobre, intencje autorów nalepki niezamierzenie komicznymi, wobec znajdującej się tuż obok wielkiej "spłuczki":
Dettifoss to jak dotąd zdecydowanie numer 1 na naszej liście wielkich wodospadów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz