wtorek, 21 czerwca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 26: Hverir - piekielne wyziewy.

Ogłuszeni łoskotem spadającej z wysokości 45 metrów wody wodospadu Dettifoss, wsiadamy do samochodu i po pokonaniu tej samej wyboistej drogi, wracamy na "Jedynkę". Tym razem zaprowadzi nas ona na północ, do miasteczka Reykjahlíð. Zanim tam jednak dotrzemy, zobaczymy po drodze gorącą twarz wyspy. Choć raczej nie w odniesieniu do temperatury powietrza :-(
Planujemy zwiedzić okolice jeziora Mývatn - zwłaszcza kalderę wulkanu Krafla, który ostatni raz wybuchł widowiskowo w 1984 roku.  Trochę jednak zmieniamy plany i najpierw odwiedzamy pobliski obszar geotermalny Hverir. Wita nas znajomy siarkowy smrodek fumaroli i takie widoki:


Pole to rozciąga się u stóp wzniesienia (góry?) Namafjall, o ile prawidłowo zinterpretowaliśmy mapę. 
Podnosimy głowy i widzimy dymiącą górę ...

...a u naszych stóp bulgocze raźno siarkowe błoto w licznych, rozsianych po całym polu, kociołkach.








Ziemia jest naprawdę gorąca, więc warto trzymać się wyznaczonych ścieżek, żeby uniknąć zniszczenia obuwia czy poparzenia.





Największą jednak atrakcją są chyba nasze ulubione (zwłaszcza przez moje zainfekowane przed wyjazdem zatoki) fumarole:



Po inhalacji, która nie daje żadnych szans drobnoustrojom w naszych drogach oddechowych, jesteśmy gotowi wyruszyć na leżące w pobliżu pola lawowe w kalderze wulkanu Krafla. Ciąg dalszy zwiedzania krainy ognia ... z odrobiną wody.

Brak komentarzy: