czwartek, 10 grudnia 2015

Pekin - jak przetrwać na ulicy.

Wyjrzałam przez okno …
I mogłabym przez nie wyglądać godzinami, bo widok zaiste był tego wart.
Mieszkam na dziesiątym piętrze hotelu położonego niezbyt daleko od Centrum - jakkolwiek owo centrum zdefiniujemy. Tyle miejsc w Pekinie zasługuje na to określenie, że ciężko odnieść się do jakiegoś konkretnego miejsca. Pozostańmy zatem przy stwierdzeniu, że na pewno nie były to przedmieścia.
Mimo szczelnie zamkniętych okien, cały czas słychać przeraźliwe trąbienie.
To samochody, motorynki, a nawet rowery.

Z okien widzę szerokie jezdnie ( ta przy hotelu ma 3 pasy w każdą stronę) i ruch jest spory (zwłaszcza po południu i wieczorem, gdy ludzie wracają z pracy).


Mimo czynnych świateł, nikt specjalnie nie przestrzega reguł. Kierowcy zajeżdżają sobie drogę, potrafią wtargnąć na skrzyżowania na czerwonym świetle. Normą jest wściekłe trąbienie na pieszych, którzy ośmielają się wejść na pasy  - nawet kiedy świeci się zielone światło. Oczywiście ludzie wchodzą też na czerwonym – całymi stadami, żeby nie powiedzieć hordami.
I tu zaskakuję sama siebie. W domu przestrzegam ściśle reguł i trzymam się przepisów. Moje dzieci nie uwierzyłyby, że mogę przejść jezdnię na czerwonym świetle. A teraz w Pekinie bez mrugnięcia okiem dołączam do owych hord i przebiegam z nimi ogromne dystanse od jednego krawężnika do drugiego. Co jakiś czas uskakując przed wielkim Audi albo BMW ( w każdym razie na Audi i BMW te pojazdy wyglądają, ale oczywiście nie przyglądam się zbyt dokładnie, próbując ujść z życiem spod ich kół).
 

Widzę tylko jedno wytłumaczenie dla swojej pozornej beztroski– takie zachowanie, zgodne z zachowaniem tłumu, świadczy o rozsądku, ponieważ każde inne mogłoby spowodować zamieszanie na skrzyżowaniu. Marne to pocieszenie, ale lepsze takie, niż przyznanie się, że nawet we mnie można dokopać się do pierwiastka anarchii.

 Na największych skrzyżowaniach stoją panowie „porządkowi” w kamizelkach z pomarańczowymi pałeczkami . Gwiżdżą na przechodniów, gwiżdżą na samochody. Generalnie nie należy specjalnie się tym przejmować, chyba że w godzinach szczytu – wtedy zaczyna się walka o życie. Ważny jest refleks – jeśli zagapisz się, to miejscowy kierowca, w dobrym jak na polskie standardy samochodzie, przejedzie po Tobie bez mrugnięcia okiem, trąbiąc przy tym z oburzeniem, że śmiałaś mu przeszkodzić w podróży.

Brak komentarzy: