środa, 9 grudnia 2015

Pekin - w brzuchu Lewiatana.

I oto jestem w Chinach.
Dociera to do mnie bardzo powoli, bo z powodu zamieszania przed wyjazdem nie miałam czasu należycie uświadomić sobie dokąd jadę.
W środowe przedpołudnie  załatwiałam jeszcze ostatnie sprawy w pracy, a kilka godzin później siedziałam już w brzuchu współczesnego Lewiatana. Niezwykły, ogromny, pachnący jeszcze fabryczna taśmą Airbus-380 z daleka wyglądał  jak wielka biała foka wyrzucona na brzeg oceanu.
Ale z bliska przytłaczał ogromem i supernowoczesnym wnętrzem – trzy rzędy krzeseł - dwa potrójne po bokach i jeden środkowy poczwórny . Wszystkie w większości zajęte przez Chińczyków. Bardzo liczny personel pokładowy, mówiący w dziesiątkach języków i gotowy na każde skinienie.
W oparciach foteli zamontowano nowoczesne ekrany – kompletne centrum rozrywki z wieloma filmami, grami, programami oświatowymi i informacyjnymi i, co było najciekawsze, z podglądem z kamer umieszczonych na samolocie i pod nim. Od startu aż po moment lądowania oglądaliśmy wszystko, co się dzieje wokół samolotu. Dodatkowo można było śledzić trasę na tle zdjęć  satelitarnych i map.
Wynagradzało to niezbyt wygodne miejsca do siedzenia w klasie ekonomicznej.
Lądowanie obejrzałam na ekranie, który pokazywał widok z kamery umieszczonej pod dziobem samolotu. Czuło się wielka masę samolotu, który mimo to wylądował perfekcyjnie. A możliwość zobaczenia tego w czasie rzeczywistym tylko potęgowała to wrażenie.

Lotnisko przytłoczyło mnie rozmiarem. Nieskończony ażurowy sufit sprawiał, że czułam się jak w ogromnej katedrze zbudowanej na chwałę Chin.

„Witamy Cię Drogi gościu”- zdawała się mówić ta budowla (bo przecież nie mogę powiedzieć po prostu budynek). 
„Na wszelki wypadek, gdybyś miał jakiekolwiek wątpliwości, że jesteś w największym i najważniejszym kraju świata, pokazujemy Ci lotnisko, które jest królem lotnisk. W nim na pewno poczujesz to, co masz poczuć, czyli swoją małość. Odnajdziesz właściwą miarę rzeczy. A jak będziesz musiał przejechać całe mile lotniskowym pociągiem, żeby odnaleźć swój bagaż, to już zupełnie pozbędziesz się wszelkich wątpliwości na temat swojego prawdziwego znaczenia. 
Nic to, że wiele z tych hal, które mijasz  jest pustych, a ich monumentalne rozmiary przerażają Cię. Nic to. Wszystko się wypełni, kiedy ruszymy na podbój świata. Już niedługo.”

A potem zobaczyłam ogromne taśmociągi do odbioru bagażu. I czekała mnie godzina co najmniej oczekiwania, bo przy dziesiątkach tysięcy pasażerów, toreb i walizek po prostu nie da się szybciej.

Kierowca wysłany przez naszych chińskich kolegów jednak cierpliwie czekał i zawiózł naszą grupę do hotelu. Na pierwszy rzut oka z zewnątrz raczej normalnego, to znaczy wyglądającego europejsko, co mnie lekko zmartwiło. A jednak pierwsze wrażenie było mylne, bo wewnątrz było sporo tradycyjnych elementów wystroju. Ewentualnie za takie uważanych przez europejskich barbarzyńców. 
Niezwykle wzruszyła mnie recepcja – inaczej niż w większości hoteli wcale nie wielka długa lada, tylko trzy wyglądające na starodawne biureczka, a przy nich miłe umundurowane jednakowo dziewczyny.

Niestety pokój był już zupełnie anonimowy – taki sam mógłby być w dowolnym hotelu w Europie. Na szczęście wyjrzałam przez okno …

Brak komentarzy: