sobota, 2 lipca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 27: Krafla - ogień i woda.

 Jeszcze ostatnie zaciągniecie się siarkowymi oparami z pola geotermalnego i jesteśmy gotowi udać się do prawdziwych wrót piekieł, znajdujących się kilka kilometrów dalej.
Ogromna kaldera wulkanu Krafla, o średnicy około 10 km, robi przerażające wrażenie i po raz pierwszy od wylądowania na Islandii czuję ciarki przechodzące po plecach. Zostawiamy samochód na parkingu i udajemy się w stronę krateru wraz z dziesiątkami innych turystów.

Trasa nie jest specjalnie trudna - ot, niewielkie wzniesienie, ale po drodze mija nas samochód górskich ratowników. Chwilę później zobaczymy ich udzielających pomocy starszemu panu, dla którego wzniesienie, a może groza tego miejsca okazały się zbyt dużym problemem. 

Zaczynamy też lepiej rozumieć, dlaczego niektóre samochody na wyspie wyglądają tak, jak wyglądają. Szlak, którym szliśmy, kiedy mijało nas auto ratowników, drogą mógł być nazwany tylko przez wyjątkowego optymistę.
Dochodzimy w końcu do szczytu. Zastygła lawa w kraterze jest jeszcze ciepła. 
Pomiędzy 1975 a 1984 rokiem była tu cała seria wulkanicznych erupcji i martwota tego miejsca przytłacza. Mam wrażenie, że pod powierzchnią czai się jakaś potężna siła i zdecydowanie nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Widok na kalderę z brzegów krateru jest niezwykły:
Stoimy tu przez chwilę bardziej porażeni niż zachwyceni, a potem zgodnie i podejrzanie szybko zaczynamy schodzić.

Po drodze mijamy niecki wypełnione jakimiś, żrącymi pewnie, cieczami, których uwodzicielskie piękno skłania nas do uwiecznienia ich na zdjęciach. Po następnej erupcji, która nastąpi pewnie prędzej niż później, pozostanie po nich tylko taki ślad.

Z ulgą wsiadamy do samochodu i podjeżdżamy pod drugi krater, jeden z najsłynniejszych na Islandii - Viti. To islandzkie słowo oznacza piekło, ale miejsce, w przeciwieństwie do widoków oglądanych przed chwilą, zachwyca.
Krater jest ogromny, co dostrzec można w całej okazałości ze szczytu wzniesienia górującego nad nim:

Napatrzywszy się na te wrota do piekieł, do których dostępu broni cudownie niebieska woda, powoli wracamy do samochodu. W drodze na pole namiotowe mijamy jeszcze elektrownię, wykorzystującą energię geotermalną, ale nie mamy już sił, żeby zatrzymać się i robić zdjęcia. Czas na odpoczynek po naprawdę wyczerpującym dniu.

Brak komentarzy: