sobota, 19 marca 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 20: Żegnamy czarne plaże, a łubin wszędzie wokół nas.

Przestało padać! Co oznaczało, że następną noc spędzimy w namiocie, a nie w wygodnym pensjonacie. Mój mąż wyskoczył bladym świtem ( choć może to była końcówka nocy?) na tę plażę od wściekłych mew, podglądać  maskonury . Pogoda była cudowna, miła odmiana w stosunku do dwóch ostatnich dni.

Plaża nadal była czarna, ale w świetle poranka przypominała niemal wybrzeże Chorwacji. No, może z wyjątkiem temperatury.


 Udało się nawet "upolować" maskonura:
Pożegnaliśmy pensjonat w Vik i przed dalszą podróżą na wschód wyspy, postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jedną czarną plażę, słynną ze względu na bazaltowe skały wystające z morza (według legendy trolle zamienione w kamienie przez promienie słońca) oraz na niezwykłe kształty ściany klifu przy plaży:










Ostatni rzut oka na plażę i wyruszamy drogą nr 1 ku kolejnym niezwykłościom Islandii.
Widok z okna samochodu jest niezwykły. Dobrze znany z babcinego ogródka łubin jest wszędzie dookoła.
 Zatrzymujemy się na chwilę, żeby zrobić kilka zdjęć, bo Islandię kojarzyliśmy z lodem, wulkanami i gejzerami, ale na pewno nie z kwiatkami z wiejskich polskich ogródków.



 A potem krajobraz zmienił się ponownie. Aż po horyzont ciagnęły się lawowe pola porosnięte mchami i porostami.



Nie przypuszczamy jeszcze, że za chwilę krajobraz zmieni się ponownie i wkroczymy wreszcie do lodowej krainy.

Brak komentarzy: