piątek, 5 lutego 2016

Białowieża - dzień 6. Wysokie i niskie tony na koniec.

Ostatni dzień pobytu jest zawsze dziwny. Już wiemy, co jest do zobaczenia i jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nie zdążymy tego zobaczyć przed wyjazdem. Zrobiliśmy podsumowanie i wyszło nam jasno, że przynajmniej trzeba "zaliczyć" program obowiązkowy, czyli Szlak Dębów Królewskich i Muzeum Przyrodnicze w Białowieży.
Do ścisłego rezeratu nie było sensu się pchać o tej porze roku - widzieliśmy go zresztą w lipcu 2013.

Zatem dzień zaczęliśmy od wysokiego C - w towarzystwie władców Polski i Książąt Litewskich polujących swego czasu w puszczy, którym poświęcona jest ścieżka edukacyjna, znajdująca przy drodze z Białowieży do Narewki. A właściwie poświęcona jest ona raczej prawdziwie imponującym dębom noszącym ich imiona (patrz: http://atrakcjepodlasia.pl/atrakcje-turystyczne/bialowieza-szlak-debow-krolewskich.htm )




Pora na odwiedziny w tym miejscu była raczej nieszczególna, ale z drugiej strony właśnie teraz majestatyczne piękno tych drzew, liczących od 150 do 450 lat, było widoczne. Masa zieleni, która pojawi się tu za 2-3 miesiące nie zdążyła jeszcze przesłonić ich ogromu.








Na tablicach informacyjnych przed każdym drzewem są informacje o polowaniach, którym patroni tych drzew - od Władysława Jagiełły, przez Zygmunta Starego, Zygmunta Augusta, aż po Sasów - oddawali się bez opamiętania. Pomijając etyczne aspekty tych rozrywek, puszczy wyszło to na dobre w ostatecznym rozrachunku. No, może te tysiące żubrów, jeleni i dzików zjedzonych przez kolejne dwory królewskie mogłoby z tym stwierdzeniem polemizować, ale dzięki temu Puszcza Białowieska, jako dobra stołowe dworu królewskiego i miejsce ekskluzywnych polowań, była chroniona przez kilkaset lat i nie została sprowadzona do poziomu pól uprawnych czy lasu gospodarczego, jak inne podobne miejsca w całej Europie.

Po takiej dawce królów i książąt poczuliśmy się głodni, więc pojechaliśmy urokliwą drogą przez puszczę w kierunku miejscowości Narewka. Nawiasem mówiąc, Puszcza Białowieska to raj dla kochających wycieczki rowerowe (około 300 kilometrów tras) i Nordic Walking (świetnie przygotowane trasy, liczące łącznie ponad 30 kilometrów). Nie wspominając o niezłej bazie noclegowej i naprawdę dobrych restauracjach. Coraz więcej powodów, żeby tu wrócić w maju albo podczas wakacji.
Ale póki co, jechaliśmy przez puszczę do Narewki - coraz bardziej głodni. Znaleźliśmy w końcu Bojarski Gościniec ze znakomitą kawą i sernikiem wartym grzechu. Mroźna pogoda nie pozwoliła spożyć tych darów bożych na tarasie z widokiem na dolinę rzeki Narewki, ale to był jeszcze jeden punkt do długiej listy "argumentów za powrotem".
Rozgrzani i najedzeni poczuliśmy potrzebę doświadczenia uczuć wyższych, a że w oddali zobaczyliśmy kopułę cerkwi (Wikipedia: Cerkiew Sw. Mikołaja w Narewce), udaliśmy się w tamtym kierunku. I było warto. 

Zapewne w nagrodę, że nie skusiliśmy się przed chwilą na dodatkową porcję sernika, w cerkwi spotkaliśmy miłą Panią, która przyszła po nuty i pozwoliła nam zerknąć do środka.



Postawiliśmy na koniec świeczkę, która zapłonie podczas najbliższej mszy w ważnej dla nas intencji. Tak naprawdę ani język liturgii, ani kształt kopuły przykrywającej świątynię nie są istotne - w końcu modlimy się do tego samego Boga.

Należało się już nieco spieszyć z powrotem do Białowieży, bo Muzeum Przyrodnicze czynne było tylko do 16.00.
Kupiliśmy bilety i wystarczyło nam jeszcze czasu przed rozpoczęciem zwiedzania, żeby wejść na wieżę widokową i zrobić zdjęcie mrocznego krajobrazu jak z Władcy Pierścieni:

Samo zwiedzanie ekspozycji poświęconej Puszczy Białowieskiej trwało około godziny i stanowiło zwięzłe podsumowanie tego, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy od naszych gospodarzy i przewodników przez te kilka dni:
- nieocenionej Pani Heleny z kwatery U Heleny pod dziką gruszą, która umilała nam wieczory opowieściami o Białowieży i o puszczy,
- Pana Arka Szymury z Sóweczki, prawdziwie szalonego przewodnika i wielbiciela puszczy, który już dwa lata temu zaraził nas swoim entuzjazmem do Białowieży,
- Pana Marka Kosińskiego (http://www.fotografiaprzyrody.pl/), który zabrał mojego męża do czatowni co, mam nadzieję, nie zaowocuje przebudową naszego ogrodu na centrum obserwacji ptactwa podwrocławskiego :-)

i innych osób, z którymi mieliśmy okazję zamienić parę słów podczas tych krótkich ferii.

Nie widzieliśmy oczywiscie wielu rzeczy wartych zobaczenia: Restauracji Carskiej czyli wspaniale odnowionych i przerobionych na hotel oraz restaurację budynków stacji towarowej, pamiętających jeszcze cara; wspaniałych cerkwii z Hajnówki, Białowieży i innych wsi i miasteczek na tym terenie i przede wszystkim - 99% Puszczy Białowieskiej.

Cóż, trudno. Oznacza to, że na pewno tu jeszcze wrócimy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

cudowne zdjęcia ! Jestem zakochany, za rok do Białowieży :)

JC pisze...

Dziękuję w imieniu Męża - aparatczyka :-)
My zakochaliśmy się w puszczy od pierwszego wejrzenia na żubra stojącego na łące o 3 rano w pobliżu Teremisek. Padło na żubra, bo wcześniej było ciemno i nic nie było widać :-)
I miłość trzyma do dziś.