czwartek, 4 lutego 2016

Białowieża – dzień 5. Żebro (oczywiście) żubra.



Wbrew dramatycznemu tytułowi, dziś nie zajmowaliśmy się poszukiwaniem szkieletów padłych żubrów. Po raz pierwszy nie zerwaliśmy się o świcie, więc mieliśmy okazję podziwiać w pełnym świetle widoki zimowej, choć bezśnieżnej Białowieży oraz innego magicznego miejsca w pobliżu, które należy bezwzględnie zobaczyć -"Żebra żubra".

Kilkaset metrów za granicą wsi, niedaleko skansenu Białowieża, znajduje się wejście na ścieżkę edukacyjną nazwaną tak właśnie. Cała trasa jest znakomicie przygotowana i prowadzi po kładkach tam, gdzie teren jest bardzo podmokły i nasypem z piasku w innych miejscach. 

Mimo pozornie niesprzyjającej aury, las odkrył przed nami obrazy, których nie udałoby się zobaczyć w innej porze roku ze względu na szczelną okrywę bujnej zieleni. Mogliśmy podziwiać przewrócone drzewa, pokryte grubą warstwą mchów i porostów, fantazyjne korzenie, olbrzymie wykroty. 









To naprawdę niezwykłe patrzeć, jak poszczególne części tego organizmu jakim jest las, rodzą się, żyją i umierają, robiąc miejsce dla innych i będąc dla nich pokarmem. I może lepiej nie ingerować w tą delikatną materię. Przypominam sobie slogan z czasów szkoły podstawowej: "Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las". Mam coraz więcej obaw, że druga część się nie spełni przez ludzkie manipulacje i politykę.
Przy końcu ścieżki las zaczął zmieniać swój charakter - zbliżalismy się do pokazowego rezerwatu żubrów.

Trochę żałowałam, że już nie widzimy majestatycznych sosen, odrobine chyba większych niż te z mojego ogrodu.

Rezerwat żubrów zajmuje naprawdę spory ogrodzony teren - całe miejsce jest bardzo dobrze przygotowane do przyjmowania turystów, poczynając od drogi dojazdowej, parkingu, szerokich alejek, miejsc odpoczynku i punktów obserwacyjnych. Sporo zainwestowano w to miejsce, żeby umożliwić ludziom zobaczenie żubrów, jeleni, dzików, a nawet wilków czy rysiów z bliska. A jednak wizyta tam pozostawiła spory niedosyt. Pewnie dlatego, że przez ostatnie dni widzieliśmy część tych zwierząt na swobodzie, w ich naturalnym środowisku. Te za ogrodzeniem wydawały nam się takie ... smutne. 

Oczywiście, istnienie tego rezerwatu jest ważne dla badań naukowych i dla tych wszystkich, którzy raczej nie pognają o świcie podgladać żubry w krzakach.

Z rezerwatu wracaliśmy do Białowieży żółtym szlakiem i znowu obserwowalismy cuda natury:



Po wyjściu z lasu czekał nas jeszcze spacer do wejścia na ścieżkę edukacyjną, gdzie zostawiliśmy auto. Cała pętla miała 11 kilometrów, więc zasłużyliśmy na świetny obiad w restauracji Stoczek w Białowieży.

Było jeszcze jasno, kiedy dojechaliśmy do pensjonatu Pani Heleny, więc mój mąż postanowił odwiedzić swojego kolegę, rezydujacego na pobliskim polu przy belach sianach. I może trochę odreagować widok żubrów za ogrodzeniem w rezerwacie.
I oto co dostrzegł, podchodząc:

Żubr najpierw nie zareagował na entuzjastyczne powitanie: "Hej Kolego!", ale potem podniósł głowę i łypnął okiem.
 A zaraz potem zareagował jak pchłochliwy kociak, a nie prawie półtonowe dzikie zwierzę - uciekł w panice.

 Zatrzymał się po kilkunastu metrach i zaczął się z obawą przyglądać dziwnemu osobnikowi z aparatem, który uparł się, żeby codziennie przeszkadzać mu w jedzeniu.

No i to było najlepsze zakończenie tego dnia.

Brak komentarzy: