niedziela, 24 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 12: Landmannalaugar - "ciepło-zimno".

Widok, który zobaczyliśmy schodząc do doliny, pozostał nam pod powiekami jeszcze przez długie godziny. Było dość późno, choć wciąż jasno, ale czuliśmy już "w kościach" długą wędrówkę i wcześniejsze emocje. Postanowiliśmy owym kościom zafundować gorącą kąpiel.

Mieliśmy do wyboru płatne prysznice w jednym z budynków na polu namiotowym albo geotermalne jeziorko, do którego schodziło się z drewnianego pomostu. 
Na zdjęciu powyżej widać wpływający do "kąpielowej" części jeziorka gorący strumień. Naprawdę gorący, bo tylko najodważniejsi byli w stanie przysunąć się bardzo blisko tego miejsca.
Nie można tu było oczywiście używać mydła ani innych środków myjących, ale uznaliśmy, że dokładne wymoczenie się w podgrzanej przez naturę wodzie to jest to, czego potrzebujemy bardziej niż produktów koncernów kosmetycznych.
Naprawdę rozgrzani po tym geotermalnym seansie, mogliśmy pomyśleć o kontynuowaniu przygody z naszym kartuszem oraz zawartością magicznych aluminiowych torebeczek, w które zaopatrzyliśmy się jeszcze w Polsce. Nie zapomnieliśmy także o produkcie islandzkich szklarni - resztkach zawartości słoika z korniszonami, które ocalały po poprzednim posiłku.
Równocześnie ze spożywaniem kolacji, nakładaliśmy na siebie kolejne warstwy ubrań, bo pobliska geotermia geotermią, ale temperatura oscylowała wokół 3 stopni Celsjusza. 
W końcu poszliśmy spać, a przez płótno namiotu, oprócz światła docierały do nas głosy ludzi mówiących w kilkunastu językach. Tak jak i my podnieconych tym, co już zobaczyli i tym, co czeka ich jutro.

Brak komentarzy: