niedziela, 24 stycznia 2016

Islandia 2015 - spełnione marzenie. Część 14: Blahylur - oaza na pustyni.


Czas się zbierać w dalszą drogę. Jeszcze ostatni rzut oka na dolinę i na tych, którzy przygodę z Landmannalaugar maja przed sobą i jedziemy.


Przed nami znowu droga przez pustynię. Czasem można spotkać tu pojedyncze samochody i samotnych piechurów lub rowerzystów, których determinacja i wytrwałość oraz odporność na trudne warunki nie przestają nas zadziwiać każdego dnia pobytu na Islandii. 

Mijamy tych ze zdjęcia, starając się nie zakurzyć ich za bardzo wulkanicznym pyłem. Po jakimś czasie, nieco znużeni monumentalnymi, ale nieco jednostajnymi widokami skręcamy w boczną dróżkę, wiodącą pod górę. Zatrzymujemy się na jakimś wzniesieniu i widzimy nagle coś, co pozostaje w naszej pamięci do dzisiaj ( i na ścianie naszego salonu oprawione w ramki):
To magiczne jezioro w kraterze nieczynnego wulkanu ma nazwę: Blahylur. Dla mnie brzmi to trochę jak imię arabskiej księżniczki z Księgi Tysiąca i Jednej Nocy. I jest to nieprzypadkowe skojarzenie, bo ten obraz przywodzi na myśl oazy na pustyniach. 
Zachwyceni widokiem, długo nie możemy tego miejsca opuścić, ale w końcu jednak ruszamy. Przed nami Islandia i nie będzie łatwo ją zwiedzić, jeśli każde wulkaniczne jezioro będzie zatrzymywało nas na zbyt długo.
Widoczne w oddali góry przypominają nam informacje o wulkanie Hekla zwanym "wrotami piekieł". Jest to chyba jeden z najwyższych i najbardziej aktywnych wulkanów islandzkich, który wybucha co kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Znajduje się gdzieś w tej okolicy i  ostatni raz dał o sobie znać podobno w 2000 roku. Nie zakładamy, że możemy mieć tak okropnego pecha, żeby uaktywnił się właśnie teraz, ale ...

Brak komentarzy: